sobota, 27 kwietnia 2019

Co zjeść w Maroku? Część 1.



Koniec marca spędziłam w Maroku. Nietypowo dla mnie była to zorganizowana wycieczka, dzięki której zwiedziłam wiele miejsc, ale nie za bardzo miałam możliwość dokładniejszego poznania lokalnej kuchni. Nie było jednak pod tym względem tak źle, bo zapewniono trochę czasu wolnego, przede wszystkim w Marrakeszu, Fezie i Essaouirze. Dzięki temu mógł powstać post, w którym odpowiadam na pytanie, co warto zjeść w Maroku.

Owoce morza - 1835 km linii brzegowej oznacza, że owoce morza są w Maroku łatwo dostępne. Oczywiście najświeższe i najsmaczniejsze można zjeść na wybrzeżu, np. w Al-Dżadidzie. Powyżej widoczne są krewetki pil pil - danie o hiszpańskim rodowodzie. Do gorącego pikantnego sosu pomidorowego na bazie oliwy dodaje się krewetki i wstawia do piekarnika na kilka minut. Coś pysznego. Danie kosztowało 70 MAD (ok. 28 zł).


Zupy - przede wszystkim bissara i harira. Tę pierwszą - z suszonego bobu, z kuminem, polaną oliwą, jadłam w  restauracji Chez Omar w Essaouirze. Kosztowała tylko 8 MAD (3,20 zł) i była bardzo sycąca i smaczna. Harira to z kolei zupa występująca w wielu wersjach, w których wspólnym mianownikiem zwykle jest mięsny wywar i rośliny strączkowe. Jadłam ją w Marrakeszu, smakowała jak trochę bardziej warzywna pomidorówka ;) Nie zachwyciła mnie, ale to pewnie zależy od tego, gdzie się jej spróbuje.


Tażin - klasyka. Danie przygotowywane nad rozżarzonym węglem w glinianym naczyniu z przykrywką w kształcie stożka, o tej samej nazwie. Powyżej wersje: z jagnięciną i warzywami oraz z keftami, czyli kotlecikami z mięsa mielonego, i jajkiem. Wersji tażinu jest wiele, może być np. z kurczakiem, kiszoną cytryną i oliwkami albo jagnięciną, migdałami i suszonymi śliwkami. Kosztują od 40 MAD (16 zł) do ok. 120 MAD (ok. 48 zł).


Brochettes - po prostu szaszłyki. Mogą być z jagnięciny, wołowiny, indyka, ale też z koziny - jak na zdjęciu powyżej. Jadłam je w restauracji Chez Omar w Essaouirze, kosztowały 40 MAD (ok. 16 zł). Podano je z duszonymi warzywami, a całość smakowała nieźle, choć mięso było trochę twarde.



Placki - coś, czego koniecznie trzeba spróbować w Maroku. Takiej różnorodności gdzie indziej chyba się nie znajdzie. Rziza - z nitkowego ciasta (4 MAD), baghrir - pyszne, sprężyste, z bąbelkami (5 MAD), rghaif shema - z nadzieniem z cebuli i przypraw, olbrzymie, podawane na gorąco (widoczne na pierwszym zdjęciu z trzech powyższych; 10 MAD). Oprócz tego m.in. harcha (z semoliny, o piaskowej strukturze), msemmen (przypominające ciasto francuskie, ale bardzo elastyczne) - jest w czym wybierać!





Kanapki - sposób na tanie, ale całkiem smaczne posiłki. Na powyższych zdjęciach kolejno: ze smażoną sardynką, warzywami i ostrym sosem (z ulicznego stoiska w Essaouirze - 5 MAD, czyli 2 zł), z żółtym serem i wszechobecnym w Maroku serkiem Kiri (robiona na miejscu w sklepie spożywczym w Casablance - 7 MAD, ok. 2,80 zł) oraz z keftami (na zdjęciu widoczna połowa; jadłam tę kanapkę w restauracji przy plaży w Agadirze, kosztowała 35 MAD - ok. 13,90 zł).


Briouats (lub briwats) - przekąski z cienkiego ciasta przypominającego filo, z różnymi nadzieniami, smażone lub pieczone. Jadłam wersję z korzennie przyprawionym kurczakiem oraz rybą i cieniutkim, przezroczystym makaronem. Ceny briouats wahają się od 5 do 10 MAD (2 - 4 zł).


Pastilla (inaczej bastila) - danie nie dla wszystkich. To placek w cienkim, chrupiącym cieście warqa, z kurczakiem, cynamonem, migdałami i sporą ilością cukru pudru. Według mnie, przynajmniej w wersji, w której ja ją jadłam, pastilla mogłaby być deserem ;) Mięso było mało wyczuwalne, a całość mocno słodka, więc czemu nie? Kosztowała 60 MAD (ok. 24 zł) - w restauracji Ta'jin Darna na placu Dżemaa el-Fna w Marrakeszu.


Świeże chipsy - niby nic takiego, a jednak warto się skusić. Co prawda ja spróbowałam tylko jednego, ale dało się odczuć różnicę w stosunku do tych ze sklepu. Porcja, mieszcząca się w rożku z papieru, kosztowała 10 MAD (ok. 4 zł) - w Essaouirze.


Oliwki i chleb - podawane przed głównym zamówieniem, przeważnie bez dodatkowej opłaty. Nie lekceważcie ich, bo mogą być naprawdę smaczne! Przede wszystkim są to zielone oliwki i prosty chleb z semoliny - khobz.


Ślimaki - gotowane w mocno doprawionym, aromatycznym wywarze, sprzedawane na placu Dżemaa el-Fna w Marrakeszu. Dostałam do spróbowania jednego, całkiem mi smakował, ale nie zdecydowałam się na kupienie całej miseczki. Wiadomo, jeśli ktoś jest uprzedzony, to nawet nie zbliży się do tych stoisk, ale uważam, że zawsze warto próbować lokalnych specjałów.

1 komentarz:

Dziękuję za Wasze komentarze!